Hejka,
Przedstawiam Wam moje pierwsze opowiadanie (bądź miniaturkę - jeszcze nie wiem co z tego wyniknie) i jednocześnie mój pierwszy wpis na tym blogu. Serdecznie zapraszam do przeczytania, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Kawiarnia nad jeziorem była jak zwykle o tej porze niemal pusta. Vee i Sam siedziały przy stoliku
w głębi na ogromnej kanapie. Przed Sam stał otwarty laptop.
- Tutaj postaram się to zmienić i podeślę ci wieczorem wersją z poprawkami - Sam pokazywała przyjaciółce dokument dla szkolnego samorządu, który tworzyła. Victoria pokiwała głową.
- Dziękuję ci ślicznie. Chodźmy już. Powinnam jechać, bo znów się spóźnię - to była prawda, na ostatnie dwa rodzinne obiady u dziadków Vee przybiegała spóźniona, kiedy podawali deser.
Zapłaciły i wyszły z kawiarni, gdzie czekały samochody. Dziewczyny spojrzały na zegarki.
- Mimo wszytko mamy jeszcze godzinę - powiedziała Sam - Chodźmy na piechotę, przejdziemy się, pogadamy...
- Jasne...
Podziękowały kierowcom i skierowały się w stronę parku, który był najkrótszą drogą do rodzinnej willi Robertsów.
- Szkolne mundurki są beznadziejne na taką pogodę. Ale przynajmniej byliśmy dzisiaj zwolnieni - Vee podwinęła rękawy koszuli.
W parku kręcili się właściciele psów i małe dzieci, którym znudził się plac zabaw. Szły i rozmawiały. O balu końcoworocznym, testach, wspólnym wyjeździe na wakacje i nowych wydaniach książek. W pewnym momencie Sam stanęła.
- Idziemy w stronę Pomnika Artemidy czy Oranżerii? - zapytała.
Ale Vee zaniemówiła.
- Sam... - szepnęła cichutko - Sam spójrz tam - wskazała altanę pod wierzbą.
Przez chwilę Samantha nie widziała czego tak wystraszyła się Victoria, po chwili w głębi pergoli dostrzegła grupkę chłopców. Jednego z nich jakby już gdzieś widziała.
- Chyba nie rozumiem o co chodzi... - zaczęła mówić, ale przyjaciółka jej przerwała.
- Po prostu chodźmy. Obok pomnika.
W tym momencie chłopcy zaczęli wychodzić z altany.
- Pospieszmy się - Vee złapała Sam za rękę i pociągnęła za sobą, zeszły z głownej ścieżki i zaczęły iść trawą w stronę pomnika bogini otoczonego klombami róż.
- Ej! Dziewczyny! - za nimi rozległy się krzyki - Vee! Vee to ty?
- Nie odwracaj się Sam - mruknęła Victoria.
Ale Sam w ty momencie przypomniało się skąd kojarzyła chłopaka. Gwałtownie stanęła i odwróciła się przewracając drobną przyjaciółkę.
- Johnny! Cześć, dawno się nie widzieliśmy.
Vee wstała z ziemi i otrzepywała spódnicę, żeby jak najdłużej uniknąć spotkania.
- Hej Sam.... Hej Vee.
Dziewczyna zdobyła się na delikatny uśmiech i odwróciła się.
- Hej Johnny. Co tam u ciebie?
- No co tam Vee? - zaśmiał się odpowadajc pytaniem na pytanie.Jednak z jakiegoś powodu Victorii nie było do śmiechu.
- Przepraszam cię, ale musimy już iść - złapała Sam za nadgarstek - Jestem spóźniona.
- Ooo - wyglądał na zmartwionego - Jasne. Nie zatrzymuję was, chciałem się tylko przywitać. Ale jeśli idziesz do willi to idę w tą samą stronę. Jestem jakby waszym sąsiadem.
- W zasadzie to idziemy tylko do Artemidy, jesteśmy tam umówione z przyjaciółmi - położyła nacisk na ostatnie słowo. Kłamała. I cała trójka o tym wiedziała.
Przez chwilę panowała cisza. Johnny patrzył na Vee jakby oczekiwał na coś odpowiedzi, Vee patrzyła na swoje buty, jakby były najciekawszą rzeczą na świecie, a Sam zerkała co chwilę raz na jedno, raz na drugie. Po chwili ta ostatnia zdecydowała się odezwać.
- To może my już pójdziemy... Pa Johnny!
- Hej...
Vee nic nie powiedziała, po prostu poddała się przyjaciółce, która ja ciągnęła. Kiedy zerknęła przez ramię Johnny cały czas stał tam gdzie wcześniej i patrząc w ich stronę bawił się kostką Rubika.
Kiedy dziewczyny dotarły do pomnika, schowały się za klombem róż i usiadły na ławce.
- Vee, o co chodzi? - zapytała zmartwiona Sam. Victoria rzadko traciła panowanie nad sobą w ten sposób. Zawsze miała coś do powiedzenia, a kiedy się denerwowała po porostu non stop trajkotała. Jednak w tej chwili było inaczej - Vee.... Vee, spójrz na mnie - deliikatnie podniosła jej podbródek - O co chodzi? Przecież to Johnny to jedna z najbliższych ci osób... Dlaczego tak zareagowałaś?
- A jak zareagowałam? Przecież tylko powiedziałam prawdę. Nie mam teraz jakoś specjalnie czasu na zawracanie sobie głowy kolejną osobą... Bez urazy, nie chodzi mi o ciebie.
- Vee. Po pierwsze, nie zareagowałaś normalnie nawet na "no co tam", po drugie skłamałaś. Z nikim nie jesteśmy umówione, mógłby iść z nami. Po trzecie, nie odpowiedziałaś mi wciąż na pytanie. Dlaczego?
Tego dnia Vee nie odpowiedziała na pytanie. Następnego i następnego dnia też nie. Później skończył się weekend i Sam miała ponowną okazję zapytać Vee osobiście.
Przed szkolną klasą Victoria była jak zwykle jedną z pierwszych uczniów. Niedługo po niej przyszło trzech Simonów.
- Hej Vee - powiedzieli po kolei.
- Hejka przyjaciele.
W tym momencie przy schodach, po drugiej stronie korytarza pojawiła się Samantha.
- Victoria! Victoria! Musimy porozmawiać - krzyknęła kiedy wypatrzyła grupkę.
- O nie... błagam schowajcie mnie przed nią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz