niedziela, 26 marca 2017

Spotkanie po latach, część 1

Hejka,
Przedstawiam Wam moje pierwsze opowiadanie (bądź miniaturkę - jeszcze nie wiem co z tego wyniknie) i jednocześnie mój pierwszy wpis na tym blogu. Serdecznie zapraszam do przeczytania, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.

Vee


Kawiarnia nad jeziorem była jak zwykle o tej porze niemal pusta. Vee i Sam siedziały przy stoliku
w głębi na ogromnej kanapie. Przed Sam stał otwarty laptop.
 - Tutaj postaram się to zmienić i podeślę ci wieczorem wersją z poprawkami - Sam pokazywała przyjaciółce dokument dla szkolnego samorządu, który tworzyła.  Victoria pokiwała głową.
 - Dziękuję ci ślicznie. Chodźmy już. Powinnam jechać, bo znów się spóźnię - to była prawda, na ostatnie dwa rodzinne obiady u dziadków Vee przybiegała spóźniona, kiedy podawali deser.
Zapłaciły i wyszły z kawiarni, gdzie czekały samochody. Dziewczyny spojrzały na zegarki.
 - Mimo wszytko mamy jeszcze godzinę - powiedziała Sam - Chodźmy na piechotę, przejdziemy się, pogadamy...
 - Jasne... 
Podziękowały kierowcom i skierowały się w stronę parku, który był najkrótszą drogą do rodzinnej willi Robertsów.  
 - Szkolne mundurki są beznadziejne na taką pogodę. Ale przynajmniej byliśmy dzisiaj zwolnieni - Vee podwinęła rękawy koszuli. 
W parku kręcili się właściciele psów i małe dzieci, którym znudził się plac zabaw. Szły i rozmawiały. O balu końcoworocznym, testach, wspólnym wyjeździe na wakacje i nowych wydaniach książek. W pewnym momencie Sam stanęła.
 - Idziemy w stronę Pomnika Artemidy czy Oranżerii? - zapytała. 
Ale Vee zaniemówiła. 
 - Sam... - szepnęła cichutko - Sam spójrz tam - wskazała altanę pod wierzbą. 
Przez chwilę Samantha nie widziała czego tak wystraszyła się Victoria, po chwili w głębi pergoli dostrzegła grupkę chłopców. Jednego z nich jakby już gdzieś widziała. 
 - Chyba nie rozumiem o co chodzi... - zaczęła mówić, ale przyjaciółka jej przerwała.
 - Po prostu chodźmy. Obok pomnika. 
W tym momencie chłopcy zaczęli wychodzić z altany. 
 - Pospieszmy się - Vee złapała Sam za rękę i pociągnęła za sobą, zeszły z głownej ścieżki i zaczęły iść trawą w stronę pomnika bogini otoczonego klombami róż. 
 - Ej! Dziewczyny! - za nimi rozległy się krzyki - Vee! Vee to ty? 
 - Nie odwracaj się Sam - mruknęła Victoria.
Ale Sam w ty momencie przypomniało się skąd kojarzyła chłopaka. Gwałtownie stanęła i odwróciła się przewracając drobną przyjaciółkę. 
 - Johnny! Cześć, dawno się nie widzieliśmy.
Vee wstała z ziemi i otrzepywała spódnicę, żeby jak najdłużej uniknąć spotkania. 
 - Hej Sam.... Hej Vee.
Dziewczyna zdobyła się na delikatny uśmiech i odwróciła się. 
 - Hej Johnny. Co tam u ciebie?
 - No co tam Vee? - zaśmiał się odpowadajc pytaniem na pytanie.Jednak z jakiegoś powodu Victorii nie było do śmiechu. 
 - Przepraszam cię, ale musimy już iść - złapała Sam za nadgarstek - Jestem spóźniona. 
 - Ooo - wyglądał na zmartwionego - Jasne. Nie zatrzymuję was, chciałem się tylko przywitać. Ale jeśli idziesz do willi to idę w tą samą stronę. Jestem jakby waszym sąsiadem. 
 - W zasadzie to idziemy tylko do Artemidy, jesteśmy tam umówione z przyjaciółmi - położyła nacisk na ostatnie słowo. Kłamała. I cała trójka o tym wiedziała. 
Przez chwilę panowała cisza. Johnny patrzył na Vee jakby oczekiwał na coś odpowiedzi, Vee patrzyła na swoje buty, jakby były najciekawszą rzeczą na świecie, a Sam zerkała co chwilę raz na jedno, raz na drugie. Po chwili ta ostatnia zdecydowała się odezwać.
 - To może my już pójdziemy... Pa Johnny!
 - Hej...
Vee nic nie powiedziała, po prostu poddała się przyjaciółce, która ja ciągnęła. Kiedy zerknęła przez ramię Johnny cały czas stał tam gdzie wcześniej i patrząc w ich stronę bawił się kostką Rubika. 
Kiedy dziewczyny dotarły do pomnika, schowały się za klombem róż i usiadły na ławce. 
 - Vee, o co chodzi? - zapytała zmartwiona Sam. Victoria rzadko traciła panowanie nad sobą  w ten sposób. Zawsze miała coś do powiedzenia, a kiedy się denerwowała po porostu non stop trajkotała. Jednak w tej chwili było inaczej - Vee.... Vee, spójrz na mnie - deliikatnie podniosła jej podbródek - O co chodzi? Przecież to Johnny to jedna z najbliższych ci osób... Dlaczego tak zareagowałaś? 
 - A jak zareagowałam? Przecież tylko powiedziałam prawdę. Nie mam teraz jakoś specjalnie czasu na zawracanie sobie głowy kolejną osobą... Bez urazy, nie chodzi mi o ciebie. 
 - Vee. Po pierwsze, nie zareagowałaś normalnie nawet na "no co tam", po drugie skłamałaś. Z nikim nie jesteśmy umówione, mógłby iść z nami. Po trzecie,  nie odpowiedziałaś mi wciąż na pytanie. Dlaczego? 

Tego dnia Vee nie odpowiedziała na pytanie. Następnego i następnego dnia też nie. Później skończył się weekend i Sam miała ponowną okazję zapytać Vee osobiście. 
Przed szkolną klasą Victoria była jak zwykle jedną z pierwszych uczniów. Niedługo po niej przyszło trzech Simonów. 
 - Hej Vee - powiedzieli po kolei.
 - Hejka przyjaciele. 
W tym momencie przy schodach, po drugiej stronie korytarza pojawiła się Samantha. 
 - Victoria! Victoria! Musimy porozmawiać - krzyknęła kiedy wypatrzyła grupkę. 
 - O nie... błagam schowajcie mnie przed nią. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz